Informowani

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział czwarty: "Otwieramy dopiero sprawę."

Minęły dwa dni od znalezienia zwłok. Patrick był wściekły, bo praktycznie nic nie zrobili, czekali. Banks od razu przyjął wersję, że to samobójstwo. Patrick siedział w swoim gabinecie, nienawidził tego miejsca. Było paskudne. Małe ciasne pomieszczenie, szare ściany sprawiały, że gabinet wydawał się jeszcze bardziej przytłaczający. Bridgit przyniosła mu kilka kwiatków, które ustawiła na oknie. Patrick siedział za biurkiem, które było ustawione na wprost od drzwi pod oknem. Patrick chciał już iść po kawę gdy zadzwonił telefon. Patrick podniósł słuchawkę:
-Dzień dobry, Smith z tej strony... - Patrick od razu poznał patologa sądowego.
- Dzień dobry Green, ma pan już raport z sekcji? - spytał Patrick.
- Tak, jeszcze dziś go wyślę, ale mogę panu już wstępnie powiedzieć kilka informacji.
- To może, zawołam komendanta Banksa, on na razie prowadzi sprawę.
- Wolę rozmawiać z panem - odpowiedział Smith.
- No niech będzie - Patrick pomyślał, że może lepiej żeby to on wziął tą sprawę, jemu przynajmniej zależy na ujęciu mordercy.
- Tak jak mówiłem, ofiara się utopiła, nie miała śladów walki na ciele.
- A sińce i otarcia? - spytał Patrick.
- Nie powstały na pewno w wyniku walki.
- Czyli było to samobójstwo? - Patrick modlił się o to.
- Niech pan zaczeka, nie dokończyłem. Ofiara nie była w stanie walczyć.
- Nie rozumiem. - Patrick coraz bardziej nie pojmował słów Smitha.
- Podano jej sporą dawkę leków nasennych, czyli...
- Czyli mamy morderstwo. - odpowiedział zszokowany Patrick.
- To nie wszystko, ofiara była w drugim miesiącu ciąży.
- O kurde, czyli mamy podwójne morderstwo.
- I najważniejsza rzecz, pani McClain nie zginęła w jeziorze.
- Nie rozumiem przecież się utopiła nieprawdaż? - Patricka zamurowało.
- Tak, ale w płucach znalazłem wodę z niewielką ilością mydła, sugerował bym, że to wanna była miejscem popełnienia tej zbrodni.
- To wszystko? - spytał zszokowany Patrick.
- Reszta jest w raporcie. - odpowiedział Smith, po czym się rozłączył.
Patrick natychmiast poszedł do gabinetu Banksa, znajdującego się na drugim końcu komendy. Nie zapukał, co oburzyło Banksa, który właśnie raczył się czekoladką:
- Green! Nie nauczyli cię w domu pukać! - wrzasnął Banks. Patrick nie zwrócił na to uwagi.
- Szefie dzwonił Smith. - powiedział Patrick.
- Jaki do cholery Smith! - Banks spojrzał pogardliwie na Greena, nie będzie się tu ten żółtodziob panoszył.
- Patolog sądowy.
- To co zamykamy sprawę, dziunia popełniła samobójstwo. - Banks  klasnął swymi grubymi łapami, po czym sięgnął do szuflady i wyjął kolejną pralinę, chciał ją już włożyć do ust, gdy zobaczył, że Green ciągle stoi i patrzy na niego z wściekłością.
- Czego tu sterczysz do cholery, wynocha!
- Otwieramy dopiero sprawę - powiedział spokojnie Patrick.
- Nie rozumiem - Banks wstał z krzesła myślał, że go szlak trafi. Ten chłystek będzie go pouczał.
- To było morderstwo, ofierze ktoś podał leki nasenne, po czym utopił ją najprawdopodobniej w wannie.
- O kurwa! To co teraz robimy? - Banks myślał na głos.
- Poprowadzimy tą sprawę - odpowiedział będący w ciągłym szoku Patrick.
- Naturalnie poprowadzimy... - Banks stracił swoją pewność siebie, przez jego zachowanie stracili kilka ważnych dni, po drugie nie chciał paprać się w tym błocie.
- Szefie? ... Kto poprowadzi sprawę, komendant z pewnością ma sporo spraw na głowie. - Patrick starał się nie brzmieć ironicznie.
- Proponujesz kogoś?
- Może Kate, pracowała w Bostonie, w wydziale zabójstw. - Patrick zdawał sobie sprawę, że reszta komendy stoi za drzwiami.
- Kate?! Green zgłupiałeś! Mam dać najważniejsze śledztwo tej babie. - Banks był znany z szowinistycznego nastawienia wobec kobiet.
- Ty weź tą sprawę. - powiedział po chwili namysłu - A teraz wynocha! - wrzasnął po czym Patrick wyszedł z gabinetu, a Banks mógł dalej się zajmować leniuchowaniem.
 John siedział w swoim penthouse' ie. Patrzył na gustowne ciemne meble, wszystko urządziła Grace, miała niesamowity gust. Umiała połączyć przeszłość z nowoczesnością, w ten sposób urządziła mieszkanie. John stanął przy oknie. Z okna rozciągał się niesamowity widok na Manhattan. Od telefonu tego funkcjonariusza nie mógł sobie miejsca znaleźć, dziwnie się czuł, tym bardziej gdy dowiedział się od teściów, że policja podejrzewa, że Grace sama odebrała sobie życie. Nie mógł w to uwierzyć. Najważniejsze aby teraz niektóre sprawy nie ujrzały światła dziennego.
 Patrick zrobił listę osób, z którymi musi porozmawiać, postanowił jednak, że przed podróżą wypiję kawę, bo przed nim ciężki dzień. Poszedł do pokoju socjalnego, była tam Kate. Pracowała z nimi od roku, nie wie czemu trafiła do Hamilton, wcześniej pracowała w Bostonie. Miała 32 lata i wyglądała seksownie w mundurze, to Patrick mógł z pewnością stwierdzić. Szczupła brunetka o włosach nieco dłuższych niż do ramion, dość wysoka najwyżej 1.70 wzrostu. Takie kobiety Patrick lubił, tym bardziej, że Kate była pewna siebie, to ona częściej z nim flirtowała:
- Mmm, mówiłam ci, że świetnie prezentujesz się w mundurze. - Kate stała przy szafce i popijała kawę.
- Dzięki, mówiłaś ze sto razy, ty też jesteś seksowna.
- Ty dostałeś tą sprawę? - Kate podeszła do niego i zaczęła poprawiać mu mundur.
- Tak, nie gniewasz się? - spytał Patrick.
- To nie twoja wina, ale mogę ci pomóc. - Patrick sam nie wiedział jak odczytać tą propozycję.
- Dam sobie radę. - sadząc po minie Kate to była zła odpowiedź.
- Patrick, gramy w tą grę od roku. Ty mi się podobasz, ja ci się podobam po co te podchody. Po prostu pójdźmy do łóżka, dziś po pracy u mnie? - Kate miała już dość udawanek.
- Proponujesz mi seks? - Patrick był zaskoczony tą propozycją.
- Proponuję ci rozkosz bez zobowiązań. - Kate przysunęła się do Patricka i objęła go. Patrick był może i gotów się zgodzić na tą propozycję jednak czuł, że coś go powstrzymuje, a jeśli zrobi to samo co zrobił swojej niedoszłej żonie, jeśli Kate tak samo skrzywdzi. Odsunął Kate i powiedział:
- Słuchaj, schlebia mi to, że ci się podobam, ale to nie jest dobre rozwiązanie.
- Mam dość udawania Patrick, musisz się wreszcie zdecydować.
- Nie mogę Kate. - Patrick spuścił wzrok, nie chciał widzieć reakcji Kate. Kate odsunęła się jakby ją coś poraziło.
- Mówisz nie? - Kate była wściekła.
- Tak, mówię nie, po prostu nie mogę.
- Jesteś gejem, czy jakimś psycholem! - Kate zaczęła wrzeszczeć.
- Uspokój się! - Patrick wiedział, że mówi to na darmo.
- Co ze mną jest nie tak?!
- Nic jesteś piękna ...
- Ale?
- Nie chce z tobą być, pracujemy ze sobą... - Patrick próbował się wytłumaczyć. Kate wzięła czapkę i chciała już wyjść, lecz wróciła się.
- Tu nie chodzi o mnie, tu chodzi o tę dziewczynę, w której zakochałeś się w młodości, to przez nią rzuciłeś swoją narzeczoną tak? Pewnie myślałeś, że nie wiem, naprawdę całe życie będziesz się uganiać za nią? - po czym Kate wyszła.

6 komentarzy:

  1. świetny rozdział, masz talent :) bardzo podoba mi się tematyka. życzę weny i czekam na next x

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny rozdział, bardzo mi się podoba to opowiadanie .... czekam na next :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha grubo ale ta Kate się wściekła:) czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Super rozdzial. Trudna sprawa z tym zabojstwem i Kate hahah z czym ona wyjechala ? Swietne

    OdpowiedzUsuń
  5. Woww, super. Wściekła Kate XD
    Jestem ciekawa co będzie dalej.
    Więc szybko pisz kolejny rozdział ^_^

    OdpowiedzUsuń
  6. Kate miałaś być silna a wybuchłaś jak nastolatka :) ciekawi mnie ten wątek Johna, czekam na kolejne!

    www.colourfulletters.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń