Informowani

piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział siódmy: Detektyw

Melinda wracała z NY, było już ciemno. Na ulicach Hamilton pustki. Mel myślała o dzisiejszym spotkaniu z Patrickiem. To nie był Green jakiego zna. Przypomniała jej się sytuacja na pomoście, jak ją przytulił. Czuła się wtedy bezpiecznie. A jego wzrok jak dzisiaj wsiadł do taksówki. Ma wrażenie, że Patrick wciąga ją powoli w jakąś grę, a ona nie zna zasad. Wjechała na ulicę, na której mieszkała Grace. Do głowy wpadł jej szalony pomysł. Zostawiła samochód, kilka domów wcześniej. Wzięła jeszcze latarkę z bagażnika i podążyła w kierunku domu Grace. Gdy dotarła rozejrzała się. Nikogo nie było. Podeszła do drzwi, były oklejone taśmą policyjną. Poszła na tył domu. Było tam drugie wejście. Melinda wyjęła z kieszeni płaszcza  wytrych. Może to kogoś zdziwi, ale zawsze go nosiła. Otworzyła drzwi. Weszła do kuchni. Włączyła latarkę i oświetliła jej światłem pomieszczenie. Poznała już styl w jakim było urządzone mieszkanie. W mikrofalówce stało ciągle jedzenie. W piekarniku Mel znalazła natomiast pieczoną kaczkę. Policja tego nie zabrała, musi rodzina też tu nie była. - pomyślała. Jedzenie było już zepsute. W garnkach na kuchence też znalazła dodatki do kaczki. Grace najwidoczniej miała mieć gości, lub gościa. Zmywarka była pusta. W jadalni Mel znalazła nakryty stół, dla dwojga. Upewniło ją w tym, że Grace czekała na kochanka. W salonie nie znalazła nic nadzwyczajnego. Poszła więc do miejsca, którego najbardziej się bała. Uchyliła ostrożnie drzwi i weszła powoli do łazienki. W wannie ciągle była woda.  Mel czuła, że po jej ciele przechodzą dreszcze. Kobieta opuściła szybko to pomieszczenie i poszła na górę. W sypialni wszędzie były porozrzucane ubrania. Nagle brunetka usłyszała trzask na dole i dwa męskie głosy. Czuła, że serce zaraz podejdzie jej do gardła. Usłyszała kroki na schodach. Musiała się gdzieś ukryć. Wsunęła się pod łóżko. Chwilę później ktoś wszedł do pokoju. Melinda słyszała tylko dźwięk odsuwanych szuflad. Modliła się by nie zajrzeli pod łóżko.
- Mam to! - krzyknął mężczyzna będący w sypialni. Po chwili przyszedł do niego jego wspólnik.
- Ja też znalazłem kilka rzeczy, brakuje jeszcze książki.
- Dobra zwijajmy się stąd, nie ma jej tu. Sprawdźmy jeszcze samochód. - odparł mężczyzna. Obaj opuścili pokój. Melinda wyszła z kryjówki dopiero jak usłyszała, że zamykają się drzwi. Jeszcze raz rozejrzała się po sypialni. Z pewnością zabrali kilka rzeczy. Natychmiast postanowiła opuścić mieszkanie, dość wrażeń jak na jeden dzień.
   Patrick z samego rana pojechał do mieszkania ofiary. Cóż błędy zdarzają się każdemu. Wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi. Miał je już otwierać gdy usłyszał kobiecy głos. Była to pani Torres, starsza wdowa, mieszkała naprzeciwko.
- Przepraszam młodzieńcze.
- Tak? - Patrick odwrócił się przed nim stała staruszka w  fioletowym płaszczu i berecie. Włosy miała krótkie, kręcone i do tego okulary o okrągłych, grubych szkłach.
- Muszę coś panu zgłosić.
- Przepraszam jestem zajęty. - policjant chciał ją spławić.
- Ale wczoraj ktoś tu był. - to zdanie przykuło uwagę Patricka.
- Kto tu był?
- Ta....córka Beth. - staruszka poprawiła okulary.
- Kto? - Patrick myślał, że się przesłyszał.
- Melinda, była tu wczoraj koło 22.00. Widziałam jak poszła za mieszkanie, a potem zauważyłam światło latarki w domu.
- Czemu pani do nas nie zadzwoniła?
- Bałam się. - najbardziej banalna odpowiedź.
- Rozumiem.- mężczyzna czuł, że zaraz wybuchnie.
- Wie pan co, ona się tu ciągle kręci, dzisiaj też tu była. Chodziła i wypytywała sąsiadów ja jej nie otworzyłam.
- Dawno tu była?
- Odjechała ze dwadzieścia minut temu.
- Dziękuję, zajmę się tym. - staruszka oddaliła się. Patrick wszedł do środka. Miał przy sobie zdjęcia zrobione zaraz po tym jak wyszło na jaw, że to było morderstwo. Na pierwszy rzut oka nic nie zginęło. Jedynie w sypialni i salonie kilka szuflad było odsuniętych. Czego szukała tu Mel? Od rana dostaje telefony od sąsiadów, że Geller się tu kręci i pyta ludzi.Obiecała mu a jednak nie dotrzymała słowa. Musi się tym zająć.
"Poprzedni wieczór"
Melinda wróciła do domu, ciągle się trzęsła. Wystraszyła się, nie wiele brakowało aby ją znaleźli. Zdjęła płaszcz i poszła do kuchni, z pod zlewu wyjęła whisky. Trzymała alkohol w dziwnym miejscu, ale cóż sama mówiła o sobie, że nie jest do końca normalna. Nalała sobie pełną szklankę. Wypiła ją jednym duszkiem. Moc alkoholu sprawiła, że zaczęła kaszleć i poczuła szum w głowie. Stala oparta a zlew, miała szybki oddech, zacisnęła pięści. Drgnęła gdy usłyszała pukanie do drzwi.
- Kto to może być?- pomyślała, było już późno, poza tym z nikim się nie umawiała. Podeszła do drzwi i lekko je uchyliła.
- Dobry wieczór! - powiedział męski głos. Melinda początkowo nie poznała starszego mężczyzny stojącego na werandzie, dopiero po chwili dotarło do niej kto to jest.
- Proszę. - odpowiedziała po czym wpuściła mężczyznę do środka.
  John siedział na kanapie i pił whisky. Nie mógł się skupić po wizycie policji. A co jeśli się domyślą? Bał się tego policjanta, wiedział, że będzie on drążył tą sprawę. Mało tego jeszcze ta kobieta. Czego ona tu szukała? Cały dzień nasuwały mu się te pytania. Nikt nie może się dowiedzieć o tym co się wydarzyło. Popełnił błąd, śmiertelny błąd, ale musiał to zrobić. Wiedział jedno, że nie pozwoli się tak łatwo złapać. Chwycił za telefon i wycisnął numer.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć z tej strony McClain. Mam do ciebie prośbę.
- Tak?
- Sprawdź mi proszę dwie osoby, muszę wiedzieć o  nich wszystko.
- Jasne, kto to ma być?
- Patrick Green z policji w Hamilton i Melinda Geller.
  Melinda zaprosiła gościa do salonu. Nie proponowała ani kawy ani herbaty. Czuła, że zna cel wizyty pana Camerona.
- Słuchaj Mel, przejdę od razu do rzeczy wiem, że  ty i Grace, kiedyś się przyjaźniłyście i wiem, że na pewno poruszyła cię ta sprawa. - David spojrzał jej w oczy. Miał rację.
- Co pan chce? - Melinda chciała mu ułatwić zadanie.
- Proszę cię, abyś zajęła się tą sprawą. Wiem, że jesteś prywatnym detektywem. Zapłacę ci każdą cenę. -  Mel wyczuła w jego głosie desperacje, ale też coś ukrywał.
- Policja już się tym zajmuje. Nie widzę sensu, abym mieszała się do śledztwa.
- Policja? Oni nie mają doświadczenia, nigdy nie prowadzili podobnej sprawy. Nic nie robią.
- Nie zgodzę się z panem. Ja też nie mam doświadczenia w sprawach o morderstwo.
- Ale wierzę, że sobie z tym poradzisz, proszę cię weź tą sprawę.
- Nie mogę. - na te słowa pan Cameron opuścił wzrok, jakby stracił nadzieję.
- Nie mogę pozwolić na to, aby pan mnie wynajął. Przyjrzę się tej sprawie na własną rękę. Ale niczego nie obiecuje.
- Dziękuję. Naprawdę. - pan Cameron wstał z fotela i wyszedł. Teraz nie może odpuścić. Trudno złamie dane słowo.
                                                                             ***
  Patrick siedział w swoim gabinecie. Rozmawiał z Tonny'm, ten mu wyraźnie powiedział co myśli o Mel. Trzeba ją uznać za podejrzaną. Nie ma alibi, to ona znalazła ciało, włamała się do mieszkania ofiary, a poza tym ciągle miesza się do śledztwa, do tego nikt jej nie wynajął, tak przynajmniej twierdziła. Patrick kazał ją wezwać na przesłuchanie. Czemu to akurat jemu się przytrafiło? - myślał. Kobieta, którą kocha jest podejrzana o morderstwo ich wspólnej dawnej przyjaciółki. Z drugiej strony sam w to nie wierzył. Znał Melindę, mimo, że nie widział jej jedenaście lat, to wiedział, że na pewno nikogo nie zabiła. Jest uparta i dąży do swego. Tylko po co się miesza? Czemu nie poprosi go o pomoc? Wstał z krzesła i podszedł do okna. Gdzie w tym wszystkim motyw? - pomyślał.
- O kurde już jest. - powiedział gdy zobaczył czarnowłosą kobietę o kręconych długich włosach na parkingu. Miała na sobie błękitny płaszcz, jeansy i chyba jakąś jasną bluzkę.
- Dam radę - powiedział do siebie.
 Melinda gdy tylko odebrała telefon wiedziała, że ma kłopoty. Ktoś musiał donieść Patrickowi . Podjechała pod komendę i wysiadła z samochodu. Wiedziała, że ma przewagę. Green ma do niej jakąś słabość. Zawsze jej ulegał. Jak dobrze rozegra sprawę to odpuści jej. Chociaż, z drugiej strony Patrick to nie ten sam chłopak co 11 lat temu. Tak naprawdę go nie zna. To dorosły mężczyzna. Weszła do środka, za okienkiem siedziała blondynka w jej wieku.
- Pani Geller?- powiedziała
- Tak
- Proszę- kobieta wyszła ze swojego pokoiku i zaprowadziła ją do gabinetu na końcu korytarza. Zapukała, po czym kazała jej wejść. Pod oknem stał policjant. Zwrócony tyłem do drzwi. Kobieta zostawiła ją w tym małym i paskudnym gabinecie. Pierwszy raz Patrick wydał jej się przystojny. Zawsze traktowała go jak przyjaciela, a teraz nie wie kim on jest. Patrick odwrócił się, podszedł do biurka i usiadł. Wskazał  miejsce Melindzie, ta posłusznie usiadła naprzeciw niego.
- Cześć- powiedziała
- Witam- ton Patricka uraził kobietę, nigdy się tak do niej nie zwracał. Jego ton był bardzo służbowy.
- Mamy do pogadania- powiedział
- Nie wiem o co chodzi- brunetka widziała, że w funkcjonariuszu wzbiera złość. Zrobił się lekko czerwony i w oczach miał istną agresję. Wzdrygnęła się .
- Nie wiesz?- zapytał szyderczo Patrick.
- Nie- odpowiedziała szeptem kobieta
- To ja ci powiem o co. Łamiesz słowo, które mi dałaś. Mieszasz się do śledztwa!- wywrzeszczał
-Nieprawda - Mel, wystraszyła się tonu Patricka. Z drugiej strony zaczął ją pociągać. Wstał i pochylił się nad biurkiem. Jego twarz była kilka centymetrów od twarzy Melindy. Przez chwilę czuł, że chcę ją pocałować. Resztkami sił starał się opanować. Czuł nie tyle złość, co miłość. Bał się o nią.
- Włamałaś się do jej domu- powiedział. Melinda wiedziała, że musi ulec.
- To prawda- powiedziała
- Po co?! Kazałem ci się od tego odsunąć.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię- Patrick usiadł.
- Czekaj. Ty....ty mnie podejrzewasz. Serio?!- teraz w kobiecie wzburzyła się złość. Łzy zaczęły napływać jej do oczu. Zranił ją. Jak może ją podejrzewać.
- Jak możesz?!- wstała z krzesła i pochyliła się nad biurkiem.
- Jak możesz mnie o to podejrzewać?!- wrzasnęła
- Ja opieram się na faktach!- krzyknął
- Gówno a nie na faktach!
- Nie masz alibi, włamałaś się i ciągle mi przeszkadzasz!
Melinda spojrzała na niego, wiedziała już wszystko.
- Sam w to nie wierzysz. Znasz mnie.
- O to chodzi, że nie- odpowiedział mężczyzna
- Ale Patrick....ja muszę...znaleźć tego mordercę. Jestem to winna Grace - Patrick zrozumiał, że się pomylił. Faktycznie, nie wierzył w to. Melinda się rozpłakała. Patrick wstał, nie wiedział co zrobić. Po chwili milczenia odezwała się Mel.
-Włącz mnie do śledztwa- powiedziała. Patrick spojrzał na nią.
-Zwariowałaś?! Nie ma mowy!
-Jestem ci potrzebna, dobrze o tym wiesz. Poza tym miałbyś mnie na oku.
-Nie. - Mel podeszła do niego. Patrick stał do niej tyłem.
- Ona miała kochanka, może nawet nie jednego. Przyjeżdżał co piątek białym Vanem. Zostawiał go koło piekarni i wchodził tylnym wejściem. Od dwóch tygodni się nie pojawił.
- Skąd to wiesz?- Patrick się nie odwrócił, ale czuł, że musi włączyć ją do śledztwa.
- Mi powiedzą więcej niż tobie. Wiem, że chcesz abym prowadziła z tobą śledztwo. Moglibyśmy... się na nowo poznać - ostatnie słowa wypowiedziała szeptem. Patrick odwrócił się. Spojrzał jej w oczy i nagle pocałował. Z początku napotkał opór, ale po chwili poczuł, że ona odwzajemnia pocałunek. Był krótki ale namiętny. Oboje czuli, że za chwilę posuną się za daleko. Ich wargi rozłączyły się. Patrick spojrzał na nią, po czym wyszedł i poszedł do gabinetu na drugim końcu korytarza. Mel podążyła za nim. Wszystko słyszała, to jak się kłócą z szefem. Po chwili wyszedł.
- Od jutra zaczynamy.      

piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział szósty: Ponowne spotkanie

Melinda z samego rana wyruszyła do Nowego Jorku, w internecie znalazła numer komórkowy Johna, zadzwoniła do niego i umówiła się z nim na 10 am, u niego w mieszkaniu. Sama nie wiedziała czego się spodziewać. Wiedziała, że nie powinna się mieszać do śledztwa, ale musiała to zrobić. Czuła, że jest to winna Grace. W połowie drogi zaczął padać deszcz, Melindę wkurzył ten fakt, gdyż zapomniała parasola. Zostawiła samochód na parkingu kilka przecznic dalej. Nie chciała się pakować samochodem na Manhattan. Zanim doszła pod mieszkanie McClaina była całkowicie mokra. Pomyślała, że niepotrzebnie rano tyle czasu spędziła w łazience. Już wchodziła do budynku, gdy nagle usłyszała za sobą znajomy głos:
- Melinda? - kobieta odwróciła się i ujrzała znajomego bruneta w mundurze policyjnym. On w porównaniu do niej miał parasol.
- Co ty tu robisz? - mężczyzna był wyraźnie zaskoczony jej widokiem.
- Ja ... O to samo mogę spytać ciebie? - Melinda nie miała pomysłu jak wyjść cało z tej sytuacji. Widziała po twarzy bruneta, że on zaczyna rozumieć cel jej wizyty u McClaina.
- Pytam poważnie, ja przyjechałem go przesłuchać. A ty? Mam nadzieję, że nie prowadzisz własnego śledztwa. Ktoś cię wynajął? - Patrick surowo spojrzał na brunetkę.
- Nie. Okej masz mnie. Postanowiłam, że tylko się trochę rozpytam, nie zamierzam się mieszać ci do śledztwa. - Mel rozłożyła bezradnie ręce.
- Oszalałaś, a co właśnie robisz? Przymknę na to oko pod warunkiem, że zmyjesz się stąd. - Patrick był zdenerwowany.
- A byłeś z nim umówiony, bo ja tak, więc mam pierwszeństwo.
Patrick spojrzał jej w oczy. Miała go. Rządziła nim jak chciała. Faktycznie on tylko zadzwonił do kancelarii, a tam powiedzieli mu, że John jest w domu. Jeszcze raz spojrzał na niską brunetkę stojącą przed nim. Mokre włosy i ubranie sprawiały, że wyglądała obłędnie. Miała jakiś błysk w swoich ciemnych oczach. Mogła robić z nim co tylko ze chciała. Nie miał siły z tym walczyć.
- No właśnie, wiedziałam, że się zgodzisz. - kobieta uśmiechnęła się do niego i weszła do budynku. Patrick podążył za nią. Brunetka weszła do hallu i spojrzała pytająco na funkcjonariusza.
- Nie znam dokładnego adresu. Gdzie on mieszka? - Patrick uśmiechnął się, jednak to on ma przewagę.
- W penthousie. - odpowiedział po czym ruszył w kierunku windy. W windzie byli sami. Patrickowi robiło się duszno, czuł się nieswojo. Za każdym razem gdy była blisko on miał ochotę zapaść się pod ziemię. Zdołał jej tylko powiedzieć, że to on zadaje pytania. Wreszcie drzwi windy się otworzyły. Czekał już na nich wysoki mężczyzna ok. 35 lat o czarnych włosach i lekkim zaroście, ubrany był w szary dobrze skrojony garnitur i czarną koszulę. Najwidoczniej zdziwił go widok funkcjonariusza. Przywitał się z nimi i zaprowadził ich do gabinetu. Mel była zauroczona stylem w jakim było urządzone mieszkanie. Na ścianach dominowały szarości, nowoczesne wykończenie było połączone z antycznymi meblami i do tego ten widok z ogromnych okien, sama chciała mieszkać w takim mieszkaniu. W gabinecie było mnóstwo regałów z książkami sięgającymi sufitu. John usiadł za biurkiem, a im wskazał dwa krzesła stojące naprzeciw.
- Pani Geller z panią byłem umówiony, a z panem? - nowojorski prawnik spojrzał na Patricka.
- Przepraszam, ale nie muszę się z panem umawiać. Funkcjonariusz Green z policji w Hamilton, prowadzę śledztwo w sprawie śmierci pańskiej żony. - policjant wyjął odznakę i notes.
- To może przełożymy wizytę proszę panią? - adwokat zwrócił się do Melindy.
- Chyba to nie jest konieczne, my chyba w tej samej sprawie. - odpowiedziała Mel.
- Kiedy widział pan ostatni raz żonę? - Patricka zdziwił fakt, że John jest spokojny, za spokojny jak na mężczyznę, który stracił żonę.
- Dawno. Miałem sporo ostatnio pracy. Moja kancelaria się rozwija, nie miałem dla niej czasu, niestety. Nie umiem powiedzieć kiedy ostatni raz ją widziałem. - Melinda czuła, że mężczyzna kłamie lub coś ukrywa, był zbyt opanowany. Zauważyła, że ręka mu lekko drży.
- Nie wie pan kiedy widział żonę? - Patrick był zaskoczony odpowiedzią mężczyzny.
- Może ze trzy miesiące temu, ale dzwoniła do mnie kilka tygodni temu, pytała kiedy przyjadę. Żona nie chciała czekać z przeprowadzką, miałem do niej dołączyć jak opanuję sytuację w kancelarii, niestety nie zdążyłem. - mężczyzna rozłożył ręce.
- Żona miała jakiś wrogów? - zapytał policjant.
-Nie, nie przypominam sobie. Wie pan ludzie byli zazdrośni, ale na pewno nikt by jej nie zabił.
- A co z fanem, który ją prześladował? - Mel słuchała uważnie, wiele rzeczy mogła się dowiedzieć.
- To stare dzieje, to było jeszcze przed naszym ślubem. Jakiś zboczeniec wysyłał do niej przerobione obrzydliwe nagie zdjęcia, ale Grace sobie z nim poradziła.
- To znaczy?
- Chciał pieniędzy, zapłaciliśmy mu i się odczepił.
- Wie pan kto to był?
- Nie.
- A ma pan jeszcze te zdjęcia?
- Tak, Grace to zachowała na wszelki wypadek. Przyślę to wam.
- Wolałbym to teraz zabrać.
- Dobrze, musicie poczekać. - po czym mężczyzna wyszedł. Wrócił po kwadransie z małym pudełkiem.
- Proszę. - rzekł.
- A jak się wam układało? - Melinda postanowiła włączyć się w rozmowę.
- Wiem co pani myśli. Ja w NY, ona tam, pewnie odeszła, ale tak nie było ja ją kochałem i ona kochała mnie na swój sposób. Wiedziałem, że nie znam jej dobrze. Grace coś zawsze ukrywała, cała ta rodzina miała tajemnice, nigdy nie wnikałem w to co się kiedyś wydarzyło. Byliśmy naprawdę dobrym małżeństwem. - mężczyzna zaczerwienił się, najwidoczniej zorientował się, że powiedział więcej niż chciał. Melinda i Patrick spojrzeli na siebie. Patrick postanowił odsłonić wszystkie karty.
- To zapewne wie pan, że żona była w drugim miesiącu ciąży. - John spojrzał na niego z zaskoczeniem, widocznie nie wiedział, Patrick miał już pewność, że muszą szukać kochanka. Melinda spojrzała pytająco na Patricka.
- Nie wiedziałem... - wyszeptał McClain.
- Co pan robił w nocy z czwartego na piątego listopada?
- Spałem. Chyba nie myślicie, że to ja. - John nie mógł uwierzyć, bał się, że wszystko się wyda.
- Sam?
- A z kim, jasne, że sam. - McClain zawahał się przy odpowiedzi. Melinda popatrzyła na Patricka, pierwszy raz widziała  go w takiej roli. Do tej pory miała go za chłoptasia z małej miejscowości, a on jest już dorosłym i dojrzałym mężczyzną.
- Chyba na razie skończyliśmy. - powiedział Patrick, po czym wraz z Melindą opuścili penthouse. Gdy tylko drzwi windy się zamknęły Mel zapytała go:
- Jak zginęła? - Patrick, wiedział, że nie może jej powiedzieć, jednak spojrzał na nią i czuł, że ona podchodzi bardzo poważnie do tej sprawy.
- Ktoś dosypał jej środków nasennych, a potem utopił ją w wannie. - Patrick przypomniał sobie, że powinien odwiedzić mieszkanie Grace. Wysłał na razie ludzi by zabezpieczyli ślady.
- Co o nim myślisz? - zapytał brunet.
- Myślę, że coś ukrywa. Żaden zboczeniec nie chce od swojej ofiary pieniędzy, a poza tym zastanawiają mnie te tajemnice, o których mówił, że Grace wraz z rodziną coś ukrywała.
- Wiem jedno, że nie powiedział nam wszystkiego. - Obydwoje wyszli na ulicę, ciągle padało. Patrick rozłożył parasol.
- Fajnie, że się znowu spotkaliśmy. - powiedział.
- Tak, powinniśmy się częściej spotykać.
- Proszę nie mieszaj się.
- Dobrze, zostawiam to tobie. To cześć. - po czym Mel złapała taksówkę. Powiedziała już adres gdzie chciała jechać, gdy ktoś otworzył drzwi. To był znajomy policjant.
- Coś się stało? - Melinda była zaskoczona jego widokiem.
- Wiem gdzie jedziesz, pozwól, że się przyłączę. - spojrzał na nią. To było dziwne spojrzenie, nigdy tak na nią nie patrzył.
- Po prostu cię znam i wiem, że jedziesz do jej koleżanki. - powiedział Patrick. Melinda uśmiechnęła się i obydwoje pojechali do butiku Grace. Gdy wysiedli Patrick zaczął się śmiać.
- Przydałby ci się parasol. - powiedział.
- Wiem, mogę iść z  tobą pod parasolem.  - Melinda spojrzała błagalnie na niego.
- Chodź.
Weszli do butiku, za kasą stała niska Afroamerykanka w czarnym kostiumie.
- Czym mogę służyć? - spytała.
- Patrick Green z policji w Hamilton, a to Melinda Geller.
- Proszę. - kobieta zamknęła sklep i zaprowadziła ich na zaplecze.
- Kawy? - spytała.
- Poproszę. - odpowiedzieli.
Usiedli przy małym stoliku. Było trochę ciasno. Patrick wiedział, że musi znowu o to samo pytać.
- Czy Grace zachowywała się ostatnio jakoś inaczej? - zapytał brunet.
- Była jakaś odmieniona, przyjeżdżała tu raz w tygodniu i ostatnio coś ją gryzło.
- Wie pani co? - spytała Melinda.
- Mówiła coś, że musi się zmierzyć z przeszłością. Ona coś zawsze ukrywała. Znam ją od sześciu lat, a od trzech prowadzimy butik i wiem, że nie wszystko mi mówiła, po prostu była takim człowiekiem. Dopuszczała ludzi do pewnego stopnia.
- Rozumiem, a jej mąż?
- Nie powinnam tego mówić, bo ona nie żyje, ale ona go nie kochała. - widać było, że Kelly jest ciężko.
- Miała kochanka? - zapytała Patrick.
- Tworzyli dziwny związek. On ją kochał na początku na zabój, nie widział świata poza nią, a ona podchodziła do niego, jakby to powiedzieć z dystansem. Jeszcze przed ślubem go zdradzała. Ale mniej więcej chyba od roku jeździła tam na weekendy.
- Do Hamilton? - spytała Melinda.
- Tak, trzy miesiące temu kupiła tam dom. Na pewno z kimś się tam spotykała, ale była tu tydzień temu i była o dziwo strasznie radosna, powiedziała, że jest w ciąży. Spytałam ją czy to John jest ojcem, powiedziała, że ona i John to skończone, że znalazła prawdziwą miłość. - kobieta zaczęła płakać.
- Wie pani coś o fanie, który prześladował Grace? - zapytał policjant.
- Tak. To był fotograf Chris Gordon. Był zboczony, prześladował kilka modelek.
- Wie pani dlaczego przestał nagabywać Grace i co się z nim stało?
- Nie, to było dziwne, z dnia na dzień przestał, podobno mu zapłaciła, a potem on zniknął, dawno już o nim nie słyszałam.
- Dziękujemy, jak coś pani sobie przypomni to proszę dzwonić. - policjant podał kobiecie kartkę z numerem telefonu.
Wyszli na zewnątrz, deszcz przestał padać.
- Miała kochanka w Hamilton. - powiedziała Mel.
- Ciekawe kto to był.
- Musisz go znaleźć. Myślisz, że to on ją zabił?
- Może, albo mąż. Nie ma alibi. Dobra uciekam. Cześć. -Patrick przytulił Melindę i zostawił ją. Ona wiedziała już, że na pewno to nie jest ich ostatnie spotkanie.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział piąty: Lily

Patrick wyszedł z komendy, był mocno zirytowany. Wsiadł do samochodu i postanowił pojechać do rodziców Grace, męża odwiedzi jutro. Jechał szybko za szybko, był zdenerwowany nie dość, że ma do złapania mordercę to jeszcze Kate robi mu wyrzuty. Zabolało go to co powiedziała, trafiła w samo sedno. Nie mógł się zgodzić bo pojawiła się Mel. To było jak choroba trapiąca go od kilkunastu lat. Nie pamiętał już kiedy się w niej zakochał. Nie widział jej od jedenastu lat, a jednak jak zobaczył ją zapłakaną dwa dni temu nad jeziorem, to znowu poczuł się jak nastolatek, który boi się zagadać do dziewczyny. Ona doprowadzała go do szaleństwa, przez te dwa dni ciągle o niej myślał. Wiedział, że trzy miesiące temu przyjechała do Hamilton aby opiekować się chorą na raka matką, a jednak nie spotkali się. Podjechał pod dom Cameronów. Znowu spojrzał się na jezioro, malujące się w oddali. Bał się tego co nastąpi za chwilę, zrujnuję komuś życie, już to zrobił, ale teraz powie im, że to ktoś odebrał im ukochaną córeczkę, modlił się o to, żeby kiedyś to jego nie spotkało . Wysiadł z samochodu, podszedł do drzwi i wziął głęboki oddech. Zapukał. Usłyszał kroki zbliżające się do drzwi czuł, że zaraz serce stanie mu w gardle. Drzwi się otworzyły, tak jak dwa dni temu, tak i dziś otworzyła mu pani Cameron. Nie wyglądała już jak dama. Włosy miała nieuczesane, ubrana była w czarny golf i czarne spodnie. Patrick miał wrażenie, że przybyło jej zmarszczek. Spojrzała na niego z obawą, z lękiem, jakby się bała kolejnych słów Patricka:
- Dzień dobry, mogę wejść - Patrick spytał się ostrożnie. Pani Cameron odsunęła się bez słowa. Patrick wszedł do środka. Poczekał jednak aż pani Cameron wprowadzi go dalej. Znowu weszli do salonu. Z góry właśnie zszedł pan Cameron, Patrickowi wydawało się, że płakał. Też nie wyglądał dobrze. Był nieogolony, koszulę miał nieuprasowaną, oczy miał czerwone, pewnie płakał. Usiedli w salonie. Patrick nie wiedział jak zacząć rozmowę. Patrzył na te wraki ludzi i nie chciał ich kolejny raz ranić, a jednak praca go do tego zmuszała, wyjął notes i powiedział sobie w duchu, że musi dać radę.
- Czy Grace miała jakiś wrogów? - Patrick wreszcie coś z siebie wydusił.
- Nie! A czemu pan pyta? - David nie rozumiał celu wizyty Patricka. Patrick postanowił wstrzymać się z informacją o morderstwie.
- To rutynowe pytania. - odparł bardzo formalnie.
- Ostatnio Grace była jakaś dziwna. - odezwała się ciągle patrząca w jedno miejsce Lisa. Patricka to przerażało.
- To znaczy? - Patrick wszystko notował.
- Miała huśtawkę nastroju. Raz była zdenerwowana, a drugim razem radosna. Z miesiąc temu przyszłam do niej, była w totalnej rozsypce. Ciągle powtarzała, że on ją dopadnie, myślałam że to nic nie znaczy  bo była pijana.
- Wie pani kogo się bała?
- Może chodzić o fana, kilka lat temu ktoś wysyłał Grace jej nagie zdjęcia, dzwonił i prześladował.
- Kto to był? - Dla Patricka był to pierwszy trop.
- Nie wiem, nigdy tego nie zgłosiła na policję, powiedziała, że sama się z tym upora i po kilku miesiącach dał jej spokój, ale nie rozumiem czemu o to pytasz Patrick? - odpowiedział pan Cameron.
- Miała jeszcze jakiś wrogów, może się z kimś pokłóciła?
- Nie, może pan powiedzieć o co chodzi? - Lisa zakryła twarz dłońmi i oparła się na kolanach.
- Spokojnie Lisa. - szeptał jej do ucha David.
- A jak układało się jej małżeństwo? - Na to pytanie Lisa podniosła głowę i spojrzała nerwowo na Davida, po czym David odpowiedział dość nerwowo:
- John i Grace, byli wzorowym małżeństwem, możesz powiedzieć o co chodzi? Jak nie to się wynoś i daj nam spokój! Nie widzisz, że Lisa jest załamana. Umarła nam córka! - Pan Cameron podniósł się z kanapy. Patrick wiedział, że coś ukrywają.
- Jeszcze jedno pytanie, Grace z kimś się przyjaźniła?
- Z Jake'iem  i Lily, no i miała taką dobrą przyjaciółkę w NY, razem prowadziły butik. - odpowiedziała Lisa.
- Mam dość tych pytań, proszę powiedzieć o co chodzi, albo się wynosić! - wykrzyczał David.
- Proszę usiąść, pańska córka została...
- ... Zamordowana. - dokończyła Lisa, która się rozpłakała. Patrick pokiwał głową.
- Ale jak? Kto? - pan Cameron starał się zrozumieć słowa Patricka.
- Na razie to ustalamy. - Patrick stwierdził, że mówi zbyt formalnie. Podniósł się i wyszedł, nie czekał, aż go ktoś odprowadzi. Zostawił ich siedzących na kanapie i patrzących przed siebie. Patrick od razu postanowił pojechać do Jake'a i Lily. Wiedział, że kilka lat temu się pobrali. Po imprezie kończącej liceum, jakoś kontakt się urwał. Wszyscy wyjechali na studia. Patrick wiedział, że Jake i Lily studiowali razem w Filadelfii, Melinda wyjechała do NY, tylko nie wiedział co się stało z Grace. Zadzwonił do Bridgit, by sprawdziła adres, po kilku minutach oddzwoniła, mieszkali w centrum miasta. Trochę to dziwne.- pomyślał Patrick. Wiedział, że Jake prowadził własną firmę i z pewnością byłoby ich stać na własny duży dom z ogrodem. Piętnaście minut później był pod drzwiami mieszkania Lily. Zadzwonił. Usłyszał hałas dzieci. Otworzyła mu malutka dziewczynka, miała najwyżej 6 lat, była śniada, miała długie czarne włosy zaplecione w dwa warkocze.
- Hej, jest mama albo tata? - Patrick nie był zwyczajny rozmawiać z dziećmi.
- Nie mogę rozmawiać z obcymi. - odpowiedziała sepleniąca dziewczynka. Patrick zauważył, że nie ma ona jedynek.
- Ale jestem z policji. - Patrick wyjął odznakę. Z głębi mieszkania ktoś nagle się odezwał:
- Z kim rozmawiasz kochanie? - był głos kobiecy, zapewne Lily.
- Jakiś pan mówi, że jest policjantem. - odpowiedziała dziewczynka.
Mama nagle wyszła z jednego z pomieszczeń. Spojrzała na Patricka, jakby próbowała sobie go przypomnieć. Po chwili namysłu:
- Patrick! - kobieta podeszła do niego i go objęła.
- Cześć Lily. - po wymianie uścisków, Lily zaprowadziła Patricka do kuchni. Sprzątnęła naczynia ze stołu i zabrała zabawki dzieci. Na podłodze siedział chłopczyk. Mama podniosła go i kazała dziewczynce go zabrać do pokoju.
- Teraz będziemy mogli porozmawiać, przepraszam za bałagan, kawy? - spytała kobieta.
- Poproszę. - Patrick zdjął kurtkę. Lily zaczęła krzątać się po kuchni, zaparzyła kawy i ukroiła ciasta.  Patrick przyglądał się jej, postarzała się. Wyglądała jakby miała ze 40 lat a miała tak jak on trzydzieści. Ubrana była w pomarańczową sukienkę i żółty kardigan. Włosy miała kręcone, rude, obcięte na krótką kacapkę. Po chwili postawiła ciasto i kawę na stole, usiadła naprzeciwko Patricka i spytała:
- Co cię tu sprowadza Patrick?
- Jest Jake. - zapytała Patrick.
- Wyjechał wczoraj do San Francisco, wróci za tydzień, a co?
- Wczoraj wyjechał? - zapytał policjant.
- Tak, ale coś się stało?  - Lily była wyraźnie zaniepokojona.
- Kiedy widziałaś ostatnio Grace McClain? - Patrick wyjął notes.
- Yyy... Chyba miesiąc temu... tak miesiąc temu, spotkałyśmy się rano na targu.
- Przyjaźniłyście się?
- Wiesz kilkanaście lat temu tak, teraz raczej rzadko się spotykałyśmy. - odpowiedziała Lily.
- Hm ... Jej matka powiedziała co innego.
- Nie rozumiem.
- Widzisz, jej matka powiedziała, że Grace się z wami przyjaźniła. - Patrick obserwował reakcję Lily.
- Tak jak mówiłam, spotkałyśmy się kilka razy, ale na pewno to nie była już przyjaźń. - odpowiedziała spokojnie Lily.
- A Jake? On przyjaźnił się z Grace?
- Nie, Jake jest bardzo zajęty, prowadzi własną firmę, logistyka i takie tam. Teraz pojechał do San Francisco rozmawiać z nowymi klientami. Ale coś się stało, nie wiem czemu pytasz o Grace?
- Nie słyszałaś? - Patrick był zdziwiony, że poczta pantoflowa do niej nie dotarła.
- Dwa dni temu znaleźliśmy Grace martwą w jeziorze - odpowiedział Patrick.
- O Boże! - Lily wyraźnie była zaskoczona tą wiadomością.
- Ktoś ją zamordował? - spytała niepewnie.
- Tak.
- Nie myślicie, że ja lub Jake... - Lily nie dokończyła zdania.
- Nie, po prostu sprawdzamy wszystkich, którzy mieli kontakt z Grace. Czyli nie utrzymywaliście kontaktów.
- Nie, spotkałyśmy się chyba ze cztery razy. Przyszła do nas kilka razy, raz my byliśmy u niej, ale nie mam czasu na koleżanki, mam dwójkę małych dzieci w domu. - Lily podniosła się i poszła zażegnać spór między chłopcem a dziewczynką. Włączyła dzieciom bajkę i wróciła.
- Ile mają lat? - spytał Patrick.
- Jessie ma 6 lat, a Jim ma 3 latka. - odparła dumna mama.
- A ty ciągle sam? - spojrzała na Patricka.
- Niestety. - Patrick spojrzał na swoje dłonie. Lily z pewnością wiedziała o tym, co się wydarzyło pięć lat temu.
- Udało ci się wreszcie usidlić Jake'a. - Patrick uśmiechnął się, ale Lily spochmurniała.
- Wiem, że Jake kochał się w Grace, tak jak ty w Melindzie, ale jemu przeszło a tobie? - Patrick nie odpowiedział na to pytanie.
- Naprawdę, po tylu latach? - Lily spojrzała na niego z niedowierzaniem. Patrick wiedział, że ta rozmowa się przeciągnie.
  Melinda po dwóch dniach wegetowania na winie, marchewkach i ketchupie postanowiła iść do sklepu. Przez te dwa dni nie miała na nic ochoty. Nie spała, nie jadła, ciągle widziała Grace w tej wodzie, a nie powinna tego tak przeżywać, musi być silna. Jedyne co zrobiła to wyniosła z powrotem puste kartony. Nie ma ochoty tego pakować.
- Muszę iść po zakupy. - pomyślała. Spojrzała do portfela, było tam coraz mniej pieniędzy.
- Trzeba znaleźć jakąś pracę. - pomyślała. Od trzech miesięcy nie pracowała. Dobrze, że miała całkiem sporo oszczędności, i że matka ją zabezpieczyła, na kilka miesięcy oszczędnego życia wystarczy. Doszła do sklepu. Jak zwykle za ladą stała pani Bracken. Melinda pamiętała jak była mała i przychodziła do jej sklepu. Tak samo jak kilkanaście lat temu tak i dziś pani Bracken prowadziła sklep. Melinda zaczęła wymieniać kolejne produkty z listy. Pani Bracken wszystko podawała. Melinda miała tylko jedną nadzieję, że pani Bracken nie zacznie gadać, jednak nie udało się to:
- Oj co się narobiło tym Cameronom - westchnęła pani Bracken. Melinda nie chciała tego komentować.
- To ty ją znalazłaś prawda? - Melinda pomyślała, że poczta pantoflowa jest bardzo szybka.
- Tak ja. - odpowiedziała Mel.
- Tego łajdaka powinni powiesić. - powiedziała pani Bracken.
- Przecież to było samobójstwo - Melinda była zdumiona.
- Nie , to ty nie wiedziałaś, był u mnie kilka godzin temu pan Cameron, był roztrzęsiony, więc spytałam go co się stało, a on odpowiedział, że zabili mu córkę,  i że zrobi coś temu psycholowi. Melinda była zszokowana tą informację, zapłaciła na zakupy i wróciła do domu. W domu biła się z myślami, z jednej strony czuła, że powinna znaleźć mordercę, a z drugiej strony powstrzymywał ją zdrowy rozsądek. Nie mogła sobie miejsca znaleźć, w końcu postanowiła:
- Nie będę się mieszać, od tego jest policja ale  pogadam z najbliższymi Grace i tylko tyle. - po czym usiadła do laptopa i zaczęła szukać potrzebnych informacji.